Większość z Nas maluje się tylko dla siebie, nie kolekcjonuje kosmetyków, dba o nie i stara się, żeby przetrwały jak najdłużej. Jednak raz na jakiś czas w naszych kosmetyczkach zadomawia się malutki chochlik, dzięki któremu możemy zobaczyć taki oto widok:
Może ciężko w to uwierzyć, ale ten róż wcale nie upadł mi na podłogę, nie został zmasakrowany w podróżnej torbie przez bagaż, ani nie spotkała go inna katastrofa. Został on doprowadzony do tego stany przez... pędzel! =) Jeżeli kojarzycie róże z KOBO to pewnie wiecie, że są one wypukłe, a jak się dowiedziałam niedawno, również lekko napompowane od środka. Zapewne większość z Was nie raz przeżywała takie niespodzianki i doskonale wie, jak sobie z nimi radzić. Jednak przyjemność reanimowania pokruszonego kosmetyku mnie dopadła po raz pierwszy i dlatego postanowiłam zrobić z tego małą fotorelację. Może komuś się jeszcze przyda =)
Aby doprowadzić taki produkt do stanu używalności należy oczywiście... Pokruszyć go jeszcze bardziej =) Proszek łatwiej wymieszać z płynem, dzięki czemu zadziała on na cały produkt i całość będzie taka sama. Ja użyłam do tego woreczka, do którego włożyłam pokruszony róż, żeby zabezpieczyć okolicę przed pomarańczowym zapyleniem i końcówkę grubego pędzla do pokruszenia całości.
Bardzo szybko okazało się, że nie jest to najbardziej precyzyjne narzędzie świata. Owszem, trzonek rozbił mi górną warstwę różu, jednak dół był bardziej ubity, niż rozdrobniony. Z braku lepszego narzędzia pod ręką sięgnęłam po łyżeczkę unny [KLIK] =)
Dopiero teraz odkryłam, ile mi jeszcze tego produktu zostało. Byłoby szkoda stracić sporą ilość ulubionego różu tylko dlatego, że się pokruszył =) Na szczęście teraz zostało mi już tylko połączyć proszek za pomocą spirytusu.
Mój wybór padł na spirytus rektyfikowany, ponieważ jest on wytwarzany naturalnie, dzięki czemu nie powinien być szkodliwy dla naszej skóry. Z tego co się orientuję, można również sięgnąć po spirytus salicylowy. Zdecydowanie odradzałabym spirytusy barwione, ponieważ te z całą pewnością odznaczą się kolorystycznie na naszym produkcie.
Dodałam go jedynie kilka kropel. Ma być to ilość wystarczająca do zmoczenia i połączenia całości produktu w jedną, zwięzłą masę. Nie przesadzajmy z jego ilością, chociaż alkohol wyparuje, to jednak jego nadmiar może zaważyć na konsystencji produktu i doprowadzić do częstszego jego kruszenia.
Wymieszane? No to teraz pora na przywrócenie naszemu produktowi odpowiedniej formy =) Moje opakowanie jest okrągłe, więc do ubijania wykorzystałam monetę, która wejdzie w każdy zakamarek, dzięki czemu tafla produktu będzie równa. Jeżeli opakowanie Waszego cienia czy różu ma kształt prostokąta, a nie macie nic w podobnym kształcie, to nie martwcie się - moneta również się sprawdzi, jedynie w kącikach będziecie mieć więcej produktu.
Monetę zawinęłam w ręcznik papierowy i delikatnie odciskałam nadmiar spirytusu. Na koniec jeszcze kilka razy docisnęłam papier palcami i ... Gotowe =) Kiedy byłam już pewna, że więcej z tego nie wycisnę, oczyściłam opakowanie i postawiłam otwarte w bezpiecznym miejscu - alkohol musi w końcu odparować.
Po kilku godzinach znowu mogłam się cieszyć moim ulubionym różem z KOBO. Najlepsze jest to, że jego formuła się nie zmieniła i cały czas ma taką samą, doskonałą pigmentację. Z innych poradników wiem, że na produkcie może się pojawić delikatna powłoka, którą trzeba zdrapać, żeby ujrzeć dawną moc produktu. Jeżeli dobrze myślę, to najczęściej dzieje się tak właśnie przy spirytusie salicylowym.
Pamiętajcie, że tą metodą możecie reanimować nie tylko róż, ale również cienie do powiek, pudry i wszystkie inne produkty w kamieniu. Macie produkt sypki, a wolelibyście, żeby był w kamieniu? Nie ma problemu, ta metoda również się sprawdzi.
Sama obecnie zastanawiam się nad podrasowaniem różu, którego już dawno nie używam poprzez dodanie odrobiny innego koloru =) Możliwości jest wiele, więc dlaczego z nich nie skorzystać? =)
A na koniec - przyznajcie się!
Naprawiacie, czy lecicie kupić nowy? =)
Do następnego wpisu,
SnuKraina =)
Słyszałam o tym sposobie, ale nigdy niczego nie ratowałam ;)
OdpowiedzUsuńA ja w końcu miałam okazję zobaczyć, czy to rzeczywiście działa =)
Usuń