2019/01/30

PROJEKT DENKO - STYCZEŃ 2019

Witajcie Kochani!

Jak Wam minął pierwszy miesiąc nowego roku? U mnie jest niezwykle pracowicie, jednak dobra energia cały czas pcha do przodu i sama jestem zaskoczona, jak ładnie się wyrabiam ze wszystkimi terminami =) Nawet z denkiem się wyrobiłam w przyzwoitym czasie! =D

Dlatego, jeżeli lubicie krótkie i zwięzłe recenzje, a lektura wpisów z serii #ProjektDenko sprawia Wam radochę (bo ja takie uwielbiam!) to serdecznie zapraszam dalej. Mam dzisiaj trochę pielęgnacji i sporo kolorówki =) 




ŻELE POD PRYSZNIC, ISANA
W styczniu opróżniłam dwa opakowania i, jak widzicie po zdjęciu, nie są to ostatnie tego typu produkty. Cóż ja poradzę na to, że w zimowe wieczory lubię poleżeć w wannie pełnej pachnącej piany? =) Te żele od Isana sprawdzają się do tego idealnie, bo fajnie pachną, dobrze się pienią, nie przesuszają skóry i są tanie. Nie szkoda wlewać ich do wanny, a przy tym rzeczywiście dają radę =) Z dwóch widocznych wariantów bardziej podpasował mi zapach hibiskus z papają - zapach tropików w środku mroźnej zimy to coś, czego było mi trzeba. 

ŻEL POD PRYSZNIC, ANNAYAKE
Miniaturę znalazłam w kalendarzu adwentowym Douglas. Sama nie wiem, czego się spodziewałam po tym produkcie, ale już sam zapach mnie rozczarował - takie zwykłe, najtańsze mydło. Poza tym sprawował się jak każdy inny żel pod prysznic - pienił się, mył i nie wysuszał. Ale nie zauważyłam też, żeby robił coś więcej. Totalny zwyklak. 

PIANKA POD PRYSZNIC, DOUGLAS
Kolejna miniaturka z kalendarza adwentowego Douglas - nie ma co gromadzić, trzeba korzystać =) Wariant zapachowy trafił mi się fajny, o lekko orientalnej nucie. Sama pianka mocno mnie zaskoczyła, bo była bardzo gęsta i dość ciężko mi się ją rozprowadzało na ciele. Poza tym nie było w niej nic, co rzucałoby mi się w oczy. Cieszę się, że mogłam przetestować, ale sama raczej jej nie kupię. 


ODŻYWKA DO WŁOSÓW Z OLEJEM ZE SŁODKICH MIGDAŁÓW, NATURE BOX
Jednym z moich pielęgnacyjnych postanowień 2019 roku jest większe zaangażowanie w pielęgnację włosów, m.in. poprzez stosowanie odżywek (nie tylko tych nie wymagających spłukiwania). Pierwszą zużytą do cna jest ta z Nature Box, która sprawdzała się nieźle. Była bardzo delikatna i lekka, dzięki czemu nie musiałam się martwić o zbytnie obciążenie czy wręcz przetłuszczenie włosów. Delikatnie nawilżała i odżywiała włosy, dbała o to, by się nie elektryzowały i nadawała im zdrowy blask. Miała też zwiększać objętość, ale nie zauważyłam jakiejś specjalnej zmiany na tym polu. Przynajmniej jej nie zabierała, a to już jakiś plus =)
Pełna recenzja dostępna tutaj: [KLIK]

WĘGLOWA PASTA DO ZĘBÓW, ECODENTA
Nigdy nie sądziłam, że węglowe pasty do zębów są takie problematyczne! Wymagają one olbrzymiej ostrożności w stosowaniu - inaczej wszystko jest w czarnych plamkach =D Pomijając ten drobny fakt, to dobrze mi się jej używało. Czułam, że zęby są czyste a pasta miała przyjemny, miętowy smak. Niestety, nie zauważyłam, żeby w jakimś stopniu wpłynęła na wybielenie zębów, a po cichu trochę na to liczyłam. 


KREM DO RĄK, LINDESA
Jak uwielbiam kremy i inne mazidła do rąk i naprawdę ciężko o produkt, który mi się nie spodoba, tak z tym naprawdę się namęczyłam. Krem sprawiał wrażenie szybko wchłaniającego się, a w rzeczywistości zastygał na dłoniach tworząc wysuszającą, denerwującą skorupkę. Naprawdę! Po tym kremie miałam wrażenie, że ręce mam bardziej suche niż przed jego nałożeniem. Większą część tego opakowania zużył mój M. i co ciekawe, on z tego kremu jest zadowolony. Chyba najwyższa pora zacząć podsuwać mu jakieś porządne mazidła =D 

MLECZKO DO CIAŁA, DOUGLAS
Nawet nie sądziłam, że aż tyle miniaturek uda mi się zużyć, a tu proszę - kolejna! Tym razem mleczko do ciała i, niestety, tu również nie było fajerwerków. Mleczko (a raczej balsam) dość ciężko się rozprowadzało, nie chciało się wchłaniać, lepiło się... Nawilżało tak sobie i pachniało niespecjalnie (chemicznie). Nie wiem już, czy akurat tak mi się "poszczęściło", czy to ja się taka wybredna zrobiłam =D


EYE WONDER, DAY TOX
Bardzo lekki żel pod oczy, o przyjemnie nawilżającym działaniu. Mogłam stosować go zarówno na noc, jak i pod makijaż i nie działo się nic złego. Skóra pod oczami odczuła zastrzyk nawilżenia w zasadzie już po pierwszej aplikacji i od razu wyglądała lepiej. Z chęcią wróciłabym do tego produktu!

BALSAM DO UST, BALEA
Ależ te pomadki są wydajne! Sama nie wiem, jak długo ze mną była, ale powoli już mi się zaczęła nudzić =) Balsamy do ust od Balea bardzo lubię, bo nieźle radzą sobie z ochroną i nawilżaniem, a przy tym mają fajne smaki i zapachy. Zawsze, gdy jestem w DMie to nie przechodzę obok nich obojętnie =) Wersja miętowa delikatnie mrowiła/chłodziła, co również było przyjemnym doświadczeniem.

PEELING DO UST, SYLVECO
Czy jest tu jeszcze ktoś, kto nie zna tego cuda? Peelingi do ust do mój absolutny must have, a ten w sztyfcie od Sylveco to strzał w dziesiątkę. Jeżeli się nie mylę, to było to moje drugie (a może trzecie?) opakowanie i z pewnością jeszcze wrócę do tego produktu. 
Pełna recenzja dostępna tutaj: [KLIK

SZMINKA DO UST, CELIA
Pierwsza zdenkowana kolorowa pomadka w historii =D Pomimo mojej miłości do matów, to ta delikatnie błyszcząca wersja bardzo mi się podobała i często po nią sięgałam. Szczególnie wtedy, kiedy chciałam, żeby moje usta odpoczęły i dodatkowo się nawilżyły. Aż szkoda, że się skończyła =) 
Jesteś ciekawy koloru? Zapraszam tutaj: [KLIK


Sama w to nie wierzę, ale opróżniłam w zasadzie wszystkie nadprogramowe podkłady w moim zimowym odcieniu =D Zostały mi dwa - obowiązkowy HD Liquid Camouflage od Catrice i wyjazdowo - poprawkowy Revlon Color Stay w kremie, który trzymam w torebce =D 

FOUNDATION PLUS +, GOSH
Prawdziwy koszmarek. Trudno go wydobyć z opakowania, na skórze akcentuje wszystko, co tylko może i do tego ma praktycznie zerową trwałość. Mieszałam go z widocznym na zdjęciu podkładem AA, który dla odmiany strasznie oksydował i jakoś dobrnęłam do momentu, w którym bez rozcięcia nie dało się wydobyć już nic. Bądźmy szczerzy - nie był to produkt, dla którego warto byłoby bawić się w rozcinanie opakowania =D 
Pełna recenzja dostępna tutaj: [KLIK]  

PODKŁAD MATUJĄCO - WYGŁDZAJĄCY, AA
Bardzo lekki, naturalny podkład na krótkie wyjścia. Bardzo dobrze stapiał się z moją skórą i gdyby nie ciemniejący kolor i śmiesznie kiepska trwałość to z pewnością byłby jednym z moich ulubionych, tanich podkładów. 
Pełna recenzja dostępna tutaj: [KLIK]

PHOTOFOCUS FOUNDATION, WET N WILD
Zdenkowałam go w zasadzie kilka dni temu, ale już za nim tęsknię! Wyjątkowo naturalny, długo matowy i o bardzo dobrym kryciu. Trzeba było z nim bardzo szybko pracować i aplikator był średnio trafiony, ale to jak wyglądał i jak się utrzymywał rekompensowało wszystko. Sama nie wiem, czy wolałabym teraz kupić go ponownie czy jednak przetestować coś nowego. Koniecznie dajcie znać w komentarzach, jeżeli znacie jakieś godne polecenia, matujące podkłady, które nie zjadą mi z twarzy przy pierwszej okazji =) 
Pełna recenzja dostępna tutaj: [KLIK


PUDER TRANSPARENTNY LONGSTAY, GOLDEN ROSE
Świetny produkt, który trafił zresztą do ostatnich ulubieńców [KLIK]. Chociaż pozostawiał delikatną, białą poświatę na skórze, to efekt końcowy bardzo mi się podobał. Przede wszystkim - puder ma w sobie efekt photoshopa, genialnie wygładza i maskuje rozszerzone pory, a przy tym świetnie utrwala makijaż, długo trzyma mat i nie zapycha nawet przy codziennym stosowaniu. Zdecydowanie za szybko się skończył =( 
Na jego temat pisałam również tutaj: [KLIK

KREDKA DO BRWI, FELICEA NATURAL
Jedyny minus tego produktu to to, że trzeba było tą kredkę temperować =) Cała reszta zasługuje już tylko na pochwały. Łatwo się ją nakładało i dawała naturalny efekt, na którym zależy mi przy codziennym makijażu. Malowałam brwi o 6 rano, a po 10 godzinach ten obszar nadal miałam w nienaruszonym stanie. Naprawdę świetna kredka, do której mogłabym wrócić. 

TUSZ DO RZĘS, W7
Produkt z kalendarza adwentowego W7, któremu dałam trzy szanse po czym wyrzuciłam do kosza. Sama formuła tuszu nie budziła moich zastrzeżeń, jednak patyk zamiast szczoteczki kompletnie nie nadawał się do użytku. Włoski zaczynały się dopiero w 2/3 aplikatora i były absurdalnie długie. Tego się po prostu nie dało używać, bo to nie malowało ani nie rozczesywało rzęs tylko je oblepiało. Tragedia. 


Wypaliłam też malutką świecę od WoodWick o zapachu Fireside. Nie spodziewałam się, ale te maluszki również mają drewniany knot, który strzela podczas palenia. Z jednej strony relaksujące, z drugiej budzące lekki niepokój =) Sam zapach był bardzo przyjemny, kojarzący się z lekkimi, męskimi perfumami. Nie był przytłaczający ani nie przyprawiał o ból głowy. Jeżeli lubicie często zmieniać zapachy w domu, chcecie sprawdzić daną wersję zapachową albo nie chcecie wydawać kroci na świece, to takie rozwiązanie, moim zdaniem, jest genialne =) 

Stałym elementem moich denek jest oczywiście cała góra jednorazowych maseczek. Tym razem nie mogło być inaczej =) Poniżej znajdziecie linki do poszczególnych recenzji:

  • Maseczki w płachcie od Perfecta [KLIK]
  • Sylwestrowe maseczki Be Beauty [KLIK
  • Świąteczne maseczki z kalendarza adwentowego [KLIK
  • Koreańska maseczka Muju Korean Beauty [KLIK
Z mojej strony to już wszystko, co mam do powiedzenia w temacie styczniowego projektu denko. Sporo mamy tutaj kosmetyków, do których wcale nie chcę wracać, jednak takie zużycia cieszą mnie najbardziej =) W końcu mogę z czystym sumieniem sięgnąć po coś nowego! A Wy od jakich opakowań uwolniliście się w styczniu? Koniecznie dajcie znać! 

Pozdrawiam Was Gorąco!
SnuKraina =) 

10 komentarzy:

  1. Pomadka z peelingiem to i mój hit, a podkład aa się u mnie nie sprawdził :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma wygodniejszej formy niż te pomadki z peelingiem, do tego te z Sylveco naprawdę fajnie działają - wcale się nie dziwię! =)

      Usuń
  2. Gratuluję sporo kolorówki, ale tez pielęgnacji ;-) Chyba nigdy nie udało mi się zdenkować tylu produktów do ust w jednym miesiącu ;-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak się akurat złożyło =) Ale z tej kolorówki zdenkowanej to się bardzo cieszę, już myślałam, że nigdy się z tego nie odkopię =D

      Usuń
  3. Sporo tego 😊 Znam tylko żel Isana z hibiskusem, który wspominam mile. Oczywiście podkładu Wet n Wild sama używam obecnie i bardzo go lubię mimo tego trefnego aplikatora 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie ten podkład wygląda na skórze, a do tego ten długo utrzymujący się mat - bajka! =)

      Usuń
  4. Szkoda że nie sprawdził się ten tusz. A co do żel z ISANY, chyba każdy je uwielbia:D
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma się co dziwić, rossmanny u nas na każdym rogu a do tego ta niska cena i milion wersji zapachowych =D

      Usuń
  5. Na Nature Box muszę wreszcie się skusić :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz i obserwację! Sprawiasz mi tym ogromną przyjemność =) Z wielką chęcią wpadnę też do Ciebie i się odwdzięczę. Nie martw się, z pewnością znajdę drogę =)

P.S. Pamiętaj, że pozostawiając komentarz, wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych osobowych.