2018/06/24

MOJA BIBLIOTECZKA - TATUAŻYSTA Z AUSCHWITZ, HEATHER MORRIS

Dzień dobry w niedzielę Robaczki! =D

Nie wiem, czy ktokolwiek z Was śledzi moje książkowe poczynania (licznik LubimyCzytać z prawej strony), ale połykam kolejne pozycje z prędkością światła. Nad tą długo się zastanawiałam, wzbudzała w internetach sporą fascynację, ale tak to już chyba jest z literaturą obozową. Wzbudza sporo skrajnych emocji... 


Ostatecznie się zdecydowałam. Książkę zakupiłam, przygotowałam się psychicznie i przeczytałam. Będąc z Wami w pełni szczerą, jeszcze nigdy żadna książka nie wzbudziła we mnie takiego buntu i nienawiści...




TYTUŁ: TATUAŻYSTA Z AUSCHWITZ
AUTOR: HEATHER MORRIS
WYDAWNICTWO: MARGINESY
LICZBA STRON: 320

Tematyka obozowa z założenia cieszy się u mnie szczególnym szacunkiem. Przez wzgląd na osoby, które przeżyły niewyobrażalne piekło z przyczyn tak absurdalnych jak rodzina pochodzenia. Osób, które żywe opuściły obozy koncentracyjne jest naprawdę garstka, w porównaniu do ogromu ludzi, którzy tam zginęli. 

Jedną z ocalonych jest Lale Sokołow. Żyd, który poznaje więzienne życie z perspektywy tatuażysty, osoby naznaczającej kolejnych nowo przybyłych do Auschwitz i Birkenau. Chociaż zadawanie bólu i oznaczanie na całe życie kolejnych ludzi kłóci się z jego wewnętrzną moralnością, jest to jego zawód przez kilka dobrych lat. 

Po raz pierwszy spotkałam się z taką formą poznawania obozowego życia. Lale, ze względu na wykonywaną pracę, ma sporą swobodę poruszania się. Nie obowiązują go apele, ma dodatkowe racje żywnościowe, a jego zawód bardziej wpływa na morale, niż wyniszczanie organizmu. Szansa na karę czy spadające z nieba kule również jest znacznie mniejsza, niż przeciętnego więźnia.


Tatuażysta z Auschwitz miał być historią o pięknej miłości, która przezwycięży najgorsze. Każdy człowiek potrzebuje bliskości, czułości i poczucia bezpieczeństwa, nawet w tak okrutnym świecie, jakim był obóz koncentracyjny. Namiastkę tego wszystkiego Lale odnajduje w Gicie, młodej żydówce, która nadała sens walce o przetrwanie. Marzeniem obojga staje się wspólne życie poza bramami obozu. 

Piękne jest to, że nawet tam Lale nie zapomina o naukach, jakie wpoiła mu Mama. O kobiety trzeba dbać, trzeba o nie zabiegać i robić wszystko, by jak najczęściej się uśmiechały. I to też starał się robić, dzieląc się z Gitą swoją porcją jedzenia, sprowadzając dla niej czekoladę czy chroniąc ją na wszystkie możliwe sposoby. 

Pewnie niejednokrotnie spotkaliście się z określeniem, że człowiek przyparty do muru zrobi wszystko. Strach o własne życie odebrał więźniom resztki godności i zdrowej psychiki. Aby chronić siebie, potrafili poświęcić innych. A Lale rzeczywiście dbał o Gitę i sprawiał wrażenie, jakby był w stanie zrobić dla niej wszystko. Piękna historia, prawda? Skąd więc, wspomniany wcześniej bunt i nienawiść?


W mojej opinii ta historia nie jest napisana na faktach ku pokrzepieniu ludzkości, a ze zwykłego poczucia winy, które musiało dręczyć Lalego do końca życia. Czytając wcześniejsze historie obozowe, czuć było wypływające z każdej litery cierpienie, ból i potrzebę walki o przeżycie. W takich okolicznościach jesteśmy w stanie wiele zrozumieć i wiele wybaczyć. 

A Lale? Lale sprawia wrażenie dziecka w czepku urodzonego, typowego szczęściarza, który za przehandlowaną tabliczkę czekolady i pęto kiełbasy wejdzie wszędzie i załatwi wszystko. Świat stoi przed nim otworem, chociaż strzeże go żelazna brama z napisem Arbeit macht frei, która okazuje się być bramą do sforsowania. 

Przywołując przed oczy obraz ludzi, którzy ginęli tylko dlatego, że postawili nogę w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie, którzy żegnali się z życiem z powodu tragicznego stanu zdrowia, którzy w zwierzęcych odruchach próbowali walczyć o życie ... i widząc Lalego biegnącego ze swoją teczuszką bezpieczeństwa przez cały obóz do swojej ukochanej, trafia mnie szlag. 

Przypominając sobie te wszystkie drastyczne opisy wyniszczonych ciał, karmionych zgniłym chlebem i deszczówką, ciągle myślałam o Lalem, który załatwił sobie stałą dostawę kiełbasy do obozu. Myślałam o Lalem, który czekoladą przekupił strażniczki i bratał się z okupantami. Myślałam o tym, jak głupim trafem szczęścia wykręcał się z każdego zagrożenia, bo akurat odezwał się do odpowiedniej osoby w odpowiednim czasie. I przed oczami miałam tych, którzy ginęli od kul ku rozrywce Niemców. 

Historia jest opowiedziana z zaskakującą lekkością, na jaką nie byłam przygotowana. Przewracając kolejne kartki ma się wrażenie, że życie w obozie było dla Lalego jedynie kolejnym epizodem życia, a nie wyniszczającą walką o przetrwanie. Naprawdę chcemy mieć w pamięci taki obraz Auschwitz? Obraz, w którym wystarczyło dobrze się zakręcić, żeby przeżyć? Niby banał, bo taka reguła obowiązuje od zarania dziejów ale... Nie chcę czytać takich historii. Nie chcę, żeby na ich podstawie młodsze pokolenie dochodziło do wniosków, że obozy to był pikuś i zginęli tylko słabi i mniej sprytni. Owszem, może i czyta się to przyjemniej niż Hannę Krall czy G. Gruzińskiego ale... moim zdaniem, kompletnie zniekształca wyobrażenia na temat obozów, nie pozwala nawet w najmniejszym stopniu odczuć powagi tego zdarzenia ani szacunku wobec pomordowanych. A oni nie tylko chcieli, ale przede wszystkim mieli prawo żyć. 

Rozpisałam się strasznie, ale mam nadzieję, że mnie rozumiecie. Widziałam, że książka była bardzo dobrze promowana i jestem ciekawa, czy ktokolwiek z Was podjął się tej lektury. Jeżeli tak, to proszę, podzielcie się swoimi przemyśleniami. Jaki jest Was odbiór tej książki? 

Pozdrawiam Was Gorąco,
SnuKraina =) 

10 komentarzy:

  1. Cenię sobie książki o podobnej tematyce, ale mocno zaskoczył mnie sposób podejścia do tematu o którym piszesz. Muszę przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejście do tematu z założenia miało się tyczyć miłości, która przetrwa nawet obozowe piekło. I może rzeczywiście tak było, bo wiele akcji Lalego miało na celu pomoc Gicie i ułatwienie jej życia. Jednak patrząc na całokształt wpłynął na mnie bardziej. Gdybyś kiedyś tą książkę przeczytała, to daj znać, co sama o niej myślisz =)

      Usuń
  2. Mocno mnie zaskoczyło to podejście, bo znam dobrze opowiadania Hanny Krall właśnie w tej tematyce, podobnie jak Grudzińskiego czy Borowskiego, którzy pokazują czym jest obóz i całe zło z nim związane. Muszę przyznać, że mam nieodparte wrażenie, że to zbyt łatwe podejście do tragedii jaką jest obóz i to taki. Jestem wstrząśnięta i nie wiem,czy sięgnęłabym po taką lekturę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętając, jakie wrażenie wywierała na mnie literatura obozowa, rzeczywiście czułam, że za łatwo mi się to czyta. Owszem, jest wspomniane o głodzie, chłodzie, komorach gazowych czy strzelaniu dla rozrywki, jednak Lale zawsze był na uboczu, zawsze mu się udawało wywinąć z zagrożenia i nawet ten wątek miłosny jest jakiś taki na uboczu. Mną ta lektura wstrząsnęła, chociaż nie w taki sposób, jakbym się spodziewała

      Usuń
  3. ależ ta książka musi być ciekawa, kiedyś bardzo interesowałam się holocaustem, obozami, gettem i z przyjemnością siegnę po tą książkę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak już przeczytasz, to daj znać, jakie są Twoje wrażenia :)

      Usuń
  4. Totalnie nie dla mnie. Nie lubię tej tematyki. Jak już czytam to coś co nie wprawi mnie w osłupienie, strach, złość. Wybieram radość, spokój albo wzruszenie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie akurat jak w kalejdoskopie - często zmieniam tematykę i nastroje książkowe =)

      Usuń
  5. Odpowiedzi
    1. Pisząc tą recenzję trochę się martwiłam, bo jednak większość tych czytanych przeze mnie opierała się na wzruszeniach nad miłością bohaterów. Cieszę się, że nie tylko ja mam podobne zdanie co do tej pozycji.

      Usuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz i obserwację! Sprawiasz mi tym ogromną przyjemność =) Z wielką chęcią wpadnę też do Ciebie i się odwdzięczę. Nie martw się, z pewnością znajdę drogę =)

P.S. Pamiętaj, że pozostawiając komentarz, wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych osobowych.