Tak sobie myślałam, o czym by tu dzisiaj do Was naskrobać i doszłam do wniosku, że taki lekki i szybki wpis o maseczkach będzie najlepszy. Przynajmniej Was zbytnio nie odciągnie od domowych obowiązków, których na dzień przed świętami wszyscy mamy niemało =)
W ostatnim czasie udało mi się sprawdzić na sobie trzy kolejne maseczki. Tym razem ponownie padło na markę Bielenda. Po wyniki testów zapraszam do dalszej części wpisu =)
MASECZKA GŁĘBOKO OCZYSZCZAJĄCA & INTENSYWNIE NAWILŻAJĄCA
- OGÓREK & LIMONKA -
BIELENDA
Produkt, który widzicie na zdjęciu składa się z dwóch kroków, a co za tym idzie - dwóch saszetek. W pierwszej znajdziemy białą i gęstą, glinkową maseczkę oczyszczającą o nienarzucającym się zapachu. Druga saszetka kryje w sobie nawilżający krem - serum, którego się już nie zmywa. Swój zestaw wykorzystałam podczas jednego z wieczornych, domowych SPA i uważam, że idealnie się do tego nadaje. Wprost uwielbiam takie przemyślane, gotowe zestawy do wieloetapowej pielęgnacji.
Zarówno maseczki, jak i kremu saszetki pomieściły wystarczającą ilość. Krem wystarczył mi nawet na dwie, niezbyt oszczędne aplikacje, za co zestawik dostaje ode mnie plusa. W sumie tych plusów będzie zdecydowanie więcej, bo naprawdę nie ma się tutaj do czego przyczepić.
Maseczka oczyszczająca, choć delikatna i niepodrażniająca (a ostatnio większość masek powoduje u mnie pieczenie skóry), bardzo dobrze radzi sobie z zanieczyszczonymi porami. Ponadto nie wysusza skóry, ani nie pozostawia jej ściągniętej. Nie wiem jak Wy, ale mi się to podoba. Przynajmniej nie muszę od razu lecieć z kremem na ratunek =)
A jak sytuacja ma się z kremem? Super! Czuć pod palcami, że ta na wpół żelowa konsystencja kryje w sobie bogaty skład. Ma przyjemny, delikatny zapach ogórków i łatwo się rozprowadza. W moją skórę wchłonęła się błyskawicznie, chociaż to może być też spowodowane połową zawartości, jaką nałożyłam na skórę. Przy takich produktach, szczególnie pozostawianych na noc, okropnie obawiam się zapchania. W przypadku tej maski było to zupełnie bezpodstawne - rano obudziłam się z gładką i miękką skórą, która po takiej dawce nawilżenia od razu wyglądała na zdrowszą i promienną. Dzięki temu wieczorem mogłam z przyjemnością nałożyć ją ponownie =)
OCZYSZCZAJĄCA MASKA WĘGLOWA
- CARBO DETOX -
BIELENDA
Tego gagatka raczej nie muszę nikomu przedstawiać. Używałam jej już niejeden raz i często do niej wracam. Doskonale wiem, że krążą na jej temat niepochlebne opinie dotyczące składu, jednak pewnie już wiecie, że dopóki nic mi krzywdy nie robi, to z chęcią po to sięgam =)
A dobrego działania nie potrafię tej maseczce odmówić. Ma przyjemny, owocowy zapach, który rzadko kiedy przytrafia się węglowym kosmetykom i łatwą w aplikacji, kremową konsystencję. W ekspresowym tempie oczyszcza pory, wygładza cerę i pozostawia ją miękką i delikatnie nawilżoną. Przy częstszym stosowaniu można zauważyć również zmniejszone wydzielanie sebum, a co za tym idzie - dłuższy mat na skórze, który w przypadku cer tłustych bądź mieszanych jest bezcenny. Dodatkowo jest tania i bardzo łatwo dostępna. Nic więc dziwnego, że od czasu do czasu chętnie do niej wracam =)
ŻELOWA MASECZKA NORMALIZUJĄCO - MATUJĄCA
- MATTBOOSTER JELLY MASK -
BIELENDA
Kto jeszcze nie słyszał o słynnej, żelowej maseczce z witaminą C? Od dłuższego czasu przyglądała mi się z różnych internetowych zakamarków, więc zdecydowałam się ją kupić. W końcu kogo nie skusiłyby obietnice matowej, rozświetlonej i rozjaśnionej cery? Ja tam się na to piszę - zawsze!
Maseczka rzeczywiście ma ciekawą, żelową konsystencję - jakby nie do końca stężała galaretka bądź kisiel =) Mimo to bardzo łatwo się ją nakłada, bo nie przelewa się przez palce ani nie ścieka z twarzy. Ma przyjemny, cytrusowy zapach i delikatnie pomarańczową barwę.
Na skórze, oprócz delikatnego chłodzenia nie czuć nic. Żadnego pieczenia, szczypania czy innych podrażnień. A po zmyciu skóra nie jest zaczerwieniona. Za to jest mięciutka, gładka i bardzo przyjemna w dotyku. Zauważalne jest również delikatne rozjaśnienie oraz rozświetlenie cery, a na drugi dzień skóra dłużej utrzymuje mat. To jest ten typ maseczki, który z wielką chęcią kupiłabym w większej pojemności =)
Mam nadzieję, że te krótkie recenzje przypadły Wam do gustu i chociaż trochę zaciekawiły. W następnym odcinku z serii #maseczkowo opowiem Wam o dwóch maseczkach w płacie od Selfie Project. Recenzja kojącej koali i oczyszczającej pandy już w następną sobotę =)
Pozdrawiam Was Gorąco!
SnuKraina =)
Muszę w końcu wypróbować jakieś maseczki.
OdpowiedzUsuńPolecam =)
UsuńBardzo lubię te maseczki bielendy. Używam ten carbo ;)
OdpowiedzUsuńTeż ją bardzo lubię i często do niej wracam =)
UsuńBardzo lubię maseczki z bielendy i często po nie sięgam :)
OdpowiedzUsuńTeż lubię do nich wracać =)
UsuńSzkoda, że nie są do mojego typu cery. Ja jako posiadaczką suchej skóry uwielbiam maseczki w płachcie z Conny, a szczególnie ze śluzem ślimaka ❤️
OdpowiedzUsuńObserwuję, kolorowazuzita.blogspot.com
Sama powinnam częściej sięgać po maski nawilżające, ale jakoś mi zawsze nie po drodze =)
UsuńTa węglowa maseczka mnie kusi od dawna, sama nie wiem,czemu jej jeszcze nie kupiłam :)
OdpowiedzUsuńJa też zupełnie tego nie rozumiem =)
UsuńZnam maskę węglową, miałam nawet już kilka saszetek - bardzo miło wspominam :) Pozostałe 2 na pewno wypróbuję, bo tez mnie kuszą :D
OdpowiedzUsuńSzczególnie ta matująco - normalizująca jest warta uwagi <3
Usuńmam te jelly, uzywalam jak narazie tej drugiej wersji i nie zachwycila. Ciekawe jak sprawdzi sie u mnie wlasnie ta pomaranczowa
OdpowiedzUsuńW takim razie daj znać jak się u Ciebie sprawdzi, ja póki co bardzo żałuję, że nie ma jej w większych pojemnościach =)
UsuńUwielbiam maseczki z Bielendy. Najbardziej te peel off :)
OdpowiedzUsuńUżywałam tylko czarnej peel off i była super! 😊
UsuńTę żółtą mam w zapasach, pewni niedługo sama jej spróbuję. Czarną za to już kiedyś robiłam, była całkiem w porządku, mimo że ubabrałam siebie, umywalkę i wszystko wokół XD
OdpowiedzUsuńOj tam oj tam 😝 ja tak załatwiłam łazienkę przy peel off czarnej 😝
UsuńTa limonkowa brzmi super 😊 Coś dla mnie 😊
OdpowiedzUsuńTeż lubię takie zestawy 😊
Usuń