Co Wy na to, żeby trochę zboczyć z trasy i na chwilę odejść od ciężkiej tematyki kryminałów i dramatycznej literatury faktu? Ostatnio na promocji -35% w Empiku upolowałam swoją pierwszą (!) książkę dotyczącą pielęgnacji.
Wcześniej odpowiedzi na nurtujące mnie kwestie wklepywałam w google i szukałam do momentu, aż byłam usatysfakcjonowana. Teraz przewertowałam malutką skarbnicę wiedzy strona po stronie. Czy było mi to potrzebne? Przekonajcie się sami czytając tą recenzję =)
TYTUŁ: SKÓRA, AZJATYCKA PIELĘGNACJA PO POLSKU
AUTOR: BARBARA KWIATKOWSKA
WYDAWNICTWO: PASCAL
LICZBA STRON: 271
Nie wiem, czy powinnam zapaść się pod ziemie ze wstydu, czy może sobie jednak darować, ale tak. To moja pierwsza, przeczytana od deski do deski pozycja na temat pielęgnacji. I muszę przyznać, że moja opinia na temat przydatności takiej literatury w moim życiu pozostaje dwojaka.
Z jednej strony jest to pozycja bardzo ciekawa i przydatna. Osobom raczkującym w świecie pielęgnacji może otworzyć oczy na wiele spraw, zaciekawić i zmotywować do dbania o swoją cerę. Osobom takim jak ja - może nie do końca doświadczonym, ale posiadającym już solidne fundamenty, z pewnością pozwoli uporządkować zdobytą wiedzę, a może nawet zaciekawić jakimś nowym obszarem.
Patrząc na to jednak z innej strony, nigdy nie rozumiałam większego sensu wydawania tego rodzaju poradników w dobie wszechobecnego internetu. Jeżeli zaciekawiły mnie oleje czy witamina C, to wpisuję odpowiednie hasła i szukam. Sprawdzam, weryfikuję, przeglądam dziesiątki czy setki stron - po polsku, angielsku, a jak mi się zamarzy to nawet i po koreańsku. Z translatorem oczywiście =)
Mimo wszystko nie byłabym sobą, jakbym nie skonfrontowała moich przemyśleń z rzeczywistością, więc przy okazji promocji sięgnęłam po azjatycką pielęgnację po polsku.
Pozycja zawiera w sobie garść informacji na temat codziennej pielęgnacji. Co, kiedy i w jakich ilościach powinno być stosowane przy konkretnym rodzaju cery. Autorka starała się przełożyć wieloetapowy rytuał pielęgnacyjny Koreanek na grunt naszych kochanych, wiecznie zabieganych i marudnych polskich dziewuch. Czyli już nie musimy gonić za olejkiem do demakijażu, pianką do mycia a później tonikiem i esencją.
Wiadomo, że warto, ale niekoniecznie trzeba. Wypadałoby natomiast nabrać świadomości w zakresie stosowanych produktów i to, moim zdaniem, jest główną ideą tej pozycji. Niekoniecznie linia przeznaczona do naszego wieku, musi okazać się tą idealną. Tak samo, jak stosowanie całego wachlarza jednej linii. Warto eksperymentować, czytać składy i mieszać ze sobą różne produkty.
O ile część książki, dotycząca etapów i filarów pielęgnacji nie zrobiła na mnie większego wrażenia, to dalsza część już jak najbardziej wzbogaciła moją wiedzę.
Dużo się tutaj mówi o naturalnych składnikach, o których w pielęgnacji powinniśmy pamiętać. Między innymi o olejach, hydrolatach, witaminie C czy A. Jak pewnie wiecie, w świat olejów dopiero wchodzę, więc każda nowa informacja jest na wagę złota, a hydrolaty kocham miłością wielką, ale nawet mi się nie śniło, że na rynku jest ich aż tak dużo! =D
Po lekturze rozdziałów dotyczących witaminy C i retinolu czuję się jak najbardziej zainteresowana. Niby coś na ich temat wiedziałam, gdzieś mi tam świtały pomysły o pierwszych eksperymentach, jednak teraz na prawdę mam ochotę poznać ich działanie.
Ta pozycja jest też niezłym wstępem do poznawania składów. Jak wiecie - ja ich nie analizuję. Nie czuję się na tyle wyedukowana w tym temacie, żeby się tego podejmować, a kopiuj - wklej z encyklopedii nie ma większego sensu, bo wypadałoby jeszcze znać poszczególne zależności między składnikami. Autorka uchyla nam jednak małego rąbka tajemnicy, zwracając uwagę na alkohole, nazwy INCI podstawowych składników aktywnych i ich stężenie.
W końcu mam gdzie sięgnąć, żeby przekonać się o tym, ile danego składnika powinno być w produkcie, żeby jego stosowanie w ogóle miało jakiś sens, a nie mamiło mi tylko oczu kolorowym napisem. Formy przejrzystych tabel, mówiących chociażby o rodzajach hydrolatów z podziałem na konkretny typ cery również uważam za plus. Na deser dostajemy też dwie tabelki do samodzielnego rozpisania naszej azjatycko - polskiej pielęgnacji z podziałem na dzień i na noc, uwzględniające zarówno punkty obowiązkowe, jak i punkty dodatkowe w naszym codziennym wklepywaniu dobroci.
Podsumowując, cieszę się, że mogłam przejrzeć tą pozycję - sporo mi uporządkowała, w kilku kwestiach zaciekawiła, a przede wszystkim zmotywowała do dalszego udoskonalania mojej pielęgnacji. Jednak cena 49,90 nie do końca zachęca mnie do zapoznania się z kolejnymi poradnikami tego typu =)
Dajcie znać, jak u Was jest z sięganiem po takie pozycje. Lubicie takie gotowce, czy tak jak ja, szukacie informacji u wujka Google? =)
Pozdrawiam Was Gorąco!
SnuKraina =)
Czytałam i chyba jeszcze raz sobie ją przeczytam, aby utrwalić niektóre informacje. Moim zdaniem najlepsza książka o pielęgnacji twarzy :)
OdpowiedzUsuńJa niestety nie mam porównania do innych pozycji, ale za to mam ogromną ochotę to nadrobić 😁
UsuńPrzyznam, że nigdy nie czytałam tego typu poradnika, po które i tak rzadko sięgam. Najczęściej szukam informacji właśnie za pomocą wujka google, który odpowiada na sporo pytań, choć często też sprawdzam na własnej skórze jakieś produkty, czy kroki pielęgnacyjne :)
OdpowiedzUsuńOj tak, testowanie na własnej skórze wychodzi mi najlepiej 😊
UsuńJa nie mam żadnej książki o pielęgancji, ale bardziej kuszą mnie sekrety urody koreanek :)
OdpowiedzUsuńMnie też kuszą 😁
UsuńJa jestem jej bardzo ciekawa, ale cena mnie odstrasza....
OdpowiedzUsuńDlatego ja zawsze wypatruję promocji - tą dorwałam na -35 w empiku, ale pewnie w dyskontach internetowych ta cena jest na co dzień bardziej znośna 😊
UsuńPrzyznam szczerze, że wydaje mi się to trochę naciągane - dorabianie wielkiej historii do codziennej pielęgnacji... jednak nie czytałam tej książki, więc się nie wypowiadam;)))
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)
W zasadzie tylko tytuł jest trochę naciągany 😊 Autorka dużo mówi o dwuczęściowym oczyszczaniu twarzy (micel a później produkt z wodą), tonizowaniu, ewentualnej esencji i serum z kremem. Ciężko mi to przyrównać do koreanskiej pielęgnacji, bo ja tak robię na co dzień od wielu lat 😁
UsuńLubię poradniki, ale jak tylko uda mi się je dorwać w jakieś sporej promocji lub z biblioteki, bo jednak wydawać na coś, co jak sama zauważyłaś znajdę w internecie, tyle pieniędzy nie leży w mojej naturze poznańskiej złotówy :D Czytałam słynną już książkę o koreańskiej pielęgnacji, ta mnie ciekawi, ale jeszcze nie miałam jej w ręce. Może kiedyś :)
OdpowiedzUsuńHaha :D Skąd ja to znam! Sama napisałam, że w Empiku była promocja -35% :D Ta koreańska też mnie ciekawi, tak samo jak wersja słowiańska bodajże. Jednak wszystko w swoim czasie :D
Usuń