W końcu nastąpił ten moment, w którym mogę się z Wami podzielić tym, co udało mi się zdenkować w ostatnim czasie :) Dużo tego nie ma, ale wolę mniej a częściej - przynajmniej mogę bardziej się rozpisać na temat tego, co zużyłam i post nie będzie miał stu kilometrów ;)
Zapraszam do czytania!
1. Żel pod prysznic do ciała i włosów od Oriflame o zapachu ginger bread - dostałam go w okolicy zeszłorocznej gwiazdki, ale ze względu na jego na prawdę mocny i wyrazisty zapach pierniczków, musiałam zrobić sobie od niego przerwę. Do mycia ciała jest całkiem niezły - ma przyjemną, gęstą konsystencję, w żelu zauważalne są drobinki brokatu. Dobrze myje, na długo pozostawia zapach na skórze - na prawdę mocno piernikowy :) Niestety, używany przez dłuższy czas bardzo wysusza, a stosowany jako płyn do kąpieli kiepsko się pieni i brudzi wannę. Do mycia włosów nigdy nie odważyłam się go użyć :) Mimo wszystko, fajnie było go przetestować i używanie go w okresie jesienno-zimowym sprawiało mi frajdę.
Butelka mieści w sobie 250ml produktu i był sprzedawany razem z żelem do mycia rąk o tym samym zapachu. Cena kompletu wynosiła ok 25zł.
2. Zmywacz do paznokci bez acetonu od Isana - jest to ta najmniejsza buteleczka, idealna na wyjazdy. Zmywacz oczywiście radzi sobie ze wszystkimi lakierami, nawet tymi trudnozmywalnymi. Jedyny minus to fakt, że gdy zmywacz rozpuszcza lakier bardzo często brudzi skórę palców. Miałam zamiar kupić dużą butlę i przelewać do mniejszej, ale skoro teraz mam żel do zmywania od Donegal, to na wyjazdy kupiłam jeszcze jeden.
Pojemność to 50ml, a cena wynosi 2,50zł.
3. Korygujący krem ochronny DD+ od Mixa - krem przeciw niedoskonałościom, który używałam w lecie jako podkład. W tej roli sprawdził się bardzo dobrze, ponieważ ładnie wyrównał koloryt cery, zakrył drobne niedoskonałości i nawilżył skórę. Mimo mojej mieszanej cery (w kierunku tłustej), nie przemieszczał się, nie spływał przy wysokich temperaturach, utrzymywał makijaż na wiele godzin. Warto dodać, ze produkt nie zapychał skóry, nie tworzył nowych niedoskonałości. Krem ma w sobie oczyszczający cynk, działający leczniczo na nasze niedoskonałości a także SPF 15 - może na lato nie jest to zbyt wysoki SPF, ale większość kremów tego typu i za tę cenę nie ma go wcale. Trzeba jednak zwrócić uwagę na to, że jego początkowo delikatny łososiowo-brzoskwiniowy kolor ciemnieje na skórze, dlatego (przynajmniej dla mnie) na zimę się nie nadaje.
Tubka mieści w sobie 50ml, za co zapłacimy niecałe 30zł.
4. Masło do ciała o zapachu Mojito od The Body Shop - ostatnie wspomnienie lata, o obłędnym zapachu cytryny i mięty. Masełko jest bardzo twarde, dość ciężko się je wyciąga z pudełka i rozsmarowuje na skórze. Jednak kiedy już się z tym uporamy nasza skóra jest nie tylko pięknie i długotrwale nawilżona, dale również pięknie pachnie. Stosowałam go również na lekko podrażnioną słońcem skórę i świetnie złagodził te podrażnienia. Nie mogę się doczekać, kiedy wybiorę się na zakupy do The Body Shop'u i zaopatrzę się w inne produkty tej firmy.
Pudełeczko zawierało 50ml produktu i kosztowało około 20zł.
5. Odżywczy krem regenerująco - wygładzający z serii Cupuacu od Ziaji - mój krem na lato, dobry zarówno na dzień jak i na noc, sprawdzał się również pod makijaż. Dobrze się wchłaniał i sprawdzał w wysokich temperaturach - nie miałam wrażenia, że wpływa wraz z potem. Krem nie zapychał, nie podrażniał - wręcz łagodził podrażnienia, i nawilżał spieczoną słońcem skórę. Jest bardzo gęsty i "bogaty", dlatego jest też bardzo wydajny. Skóra jest miękka, odżywiona i wygładzona - krem nie pozostawia jednak lepkiej warstwy na skórze. Seria Cupuacu jest znana ze swojego składu (masło cupuacu, masło karite, olej z orzechów brazylijskich i macadamia) a także zapachu - przepięknie pachnie watą cukrową :) Jak tylko zacznie się wiosna, z chęcią do niego wrócę.
W tubce znajduje się 50ml kremu, za który zapłaciłam jakieś 10zł.
6. Intensywnie nawilżający krem od Himalaya Herbals - jak uwielbiam tą firmę, tak tego kremu nie cierpię. Kupiłam go pod wpływem zachwytu firmą i ich kremu odżywiającego. Niestety, ten produkt okazał się dla mnie kompletnym bublem - jako krem do twarzy się nie nadawał - zapychał, nie wchłaniał się, rolował. Do ciała również był kiepski, bo zamiast się wchłaniać i nawilżać, brudził ubrania i rolował się na skórze. Do tego produkt ma dość ciężki i nieprzyjemny zapach. Z racji tego, że nie lubię wyrzucać kosmetyków - zmęczyłam go jako krem do stóp, ale nawet na nich nie dawał nawet minimalnego efektu nawilżenia.
Jednak do kremu odżywczego (tego w biało-zielonym opakowaniu) z chęcią wrócę, jak tylko zużyję to, co mam teraz.
Pudełko zawierało 150ml i kosztowało jakieś 11zł.
I to, póki co, byłoby na tyle. Znacie któryś z tych kosmetyków? Jakie jest Wasze zdanie na ich temat?
Czekam na Wasze komentarze! :)
Do następnego wpisu,
SnuKraina ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz i obserwację! Sprawiasz mi tym ogromną przyjemność =) Z wielką chęcią wpadnę też do Ciebie i się odwdzięczę. Nie martw się, z pewnością znajdę drogę =)
P.S. Pamiętaj, że pozostawiając komentarz, wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych osobowych.