Nie da się ukryć, że czas nieubłaganie zbliża Nas do połowy miesiąca, a podsumowania marca leżą i czekają sama nie wiem, na co. Dlatego najwyższa pora na mobilizację! W ostatnim czasie obfotografowałam dla Was marcowe denko i to z nim dzisiaj do Was przychodzę - zapraszam! =)
Marzec, choć trochę Nas pokusił pięknym słońcem, ostatecznie wcale nie był taki ciepły. Dlatego długie, wieczorne kąpiele nadal wiodą u mnie prym, a wraz z nimi denkują się kolejne żele i inne pianotwórcze kosmetyki. W ubiegłym miesiącu padł więc żel Isana o zapachu kwiatu wiśni i jaśminu, olejek pod prysznic, który niezmiennie służy mi do prania gąbek oraz żel Rosa, którego często używa mój mężczyzna, a który pieni się wprost szaleńczo.
Zużyłam też pysznie pachnącą galaretkę do kąpieli od Ziaja. Tak, jak peeling mi nie podszedł, tak galaretka sprawdziła mi się świetnie! Mocny, nie duszący zapach słodkiego, cytrynowego ciasta i pełna wanna piany to coś, co umiliło mi niejeden marcowy wieczór. Produkt nie wysusza skóry, ani jej nie podrażnia, więc śmiało można wrzucać do kąpieli =)
Moja recenzja: [KLIK]
Pozostając jeszcze chwilę przy tematyce kąpielowej, zużyłam również olej z pestek winogron, który służył mi jako dodatkowy nawilżacz w kąpieli. Świetnie łagodził wszelkie przesuszenia spowodowane wiatrem, koił suchą skórę stóp i sprawiał, że całe ciało było miękkie i gładkie. Obecnie w tym samym celu wlewam do wanny olej z pestek arbuza i ze zdziwieniem przyznaję, że jest zauważalnie mniej tłusty! =D
A po kąpieli przydałby się jakiś dobry, skuteczny dezodorant. Niestety, widoczny na zdjęciu Dove zupełnie mi się nie sprawdził. Z przykrością muszę przyznać, że brak jakiegokolwiek dezodorantu był dla mnie lepszy, niż używanie tego. Chwila-moment i wyczuwalny był nieprzyjemny, gryzący zapach potu, chociaż od kąpieli mogły minąć dwie - trzy godziny. Zdecydowanie, to było ostatnie nasze wspólne spotkanie.
Krem do rąk Instituto Espanol towarzyszył mi od dłuższego czasu w pracy i, dla odmiany, świetnie go wspominam. Szybko się wchłaniał, pozostawiając na skórze ledwie wyczuwalną, ochronną warstwę, która nie była ani tłusta, ani lepka. Wyczuwalnie chronił moją skórę przed chłodem, wiatrem i wysuszającą wodą. Chętnie powtórzyłabym tą znajomość =)
Moja recenzja: [KLIK]
Pół litra płynu micelarnego, to naprawdę sporo! Nic więc dziwnego w tym, że produkt marki Bielenda towarzyszył mi przez kilka ostatnich miesięcy =) Jednak, jeżeli mam być z Wami szczera, to muszę powiedzieć to na głos - seria z zielona herbatą jest najlepsza, jakiej dotychczas używałam. Pięknie pachnie, dobrze sobie radzi z moją tłustą, problemową cerą i nie funduje jej dodatkowych, przykrych niespodzianek. Płyn micelarny nie wyłamuje się z tego schematu - rozpuszcza makijaż bez podrażnień i nieprzyjemnego szczypania, a skóra nie jest ściągnięta ani zaczerwieniona. Nawet do demakijażu oczu nie mogę mieć zastrzeżeń - z pewnością jeszcze do niego wrócę!
Moja recenzja: [KLIK]
Kto z Was używa toników? Ja jestem uzależniona od wszelkich spryskiwaczy do twarzy, a ten od Nature Queen wspominam naprawdę dobrze! Przynosił natychmiastową ulgę suchej, podrażnionej skórze, łagodził wszelkie nieprzyjemności - od wysuszeń, przez podrażnienia spowodowane kosmetykami, po wyskakujące niedoskonałości. Skóra była po nim przyjemnie miękka i wyczuwalnie lepiej nawilżona - aż szkoda, że to już koniec!
Moja recenzja: [KLIK]
Kosmetyki do pielęgnacji twarzy są moim numerem jeden, stąd ich ilość jest momentami naprawdę zaskakująca! Tym razem udało mi się opróżnić pełnowymiarową maseczkę The Body Shop, krem do twarzy ze śluzem ślimaka Eveline Cosmetics i olejek regulujący wydzielanie sebum Lovecoil. Zacznijmy może od najlepszego =)
A taki jest oczywiście wygładzający krem od Eveline Cosmetics! Nie tylko nawilża i regeneruje, ale rzeczywiście wygładza. Dzięki temu uwielbiałam sięgać po niego rano - działał lepiej, niż jakakolwiek wygładzająca baza! Przy tym był bardzo lekki, szybko się wchłaniał i był szalenie wydajny!
Moja recenzja: [KLIK]
Maseczka oparta o olej z drzewa herbacianego była niezła, ale drugi raz do niej nie wrócę. Sprawdzała się przy mojej tłustej cerze, ponieważ odświeżała, wyciągała nadmiar sebum i uspokajała większe wypryski. Niestety - wcale a wcale nie oczyszczała! Pory, jak wyglądały przed, tak wyglądały po i dlatego ponownie jej nie kupię.
Moja recenzja: [KLIK]
Olejek, który miał regulować wydzielanie sebum, okazał się kompletną katastrofą! Nie dość, że nie zauważyłam, żeby robił cokolwiek z szumnych obietnic producenta, to jeszcze okropnie zapychał i powodował miliony nowych wyprysków. Szczerze mówiąc, to nadal leczę skórę po przygodzie z tym gagatkiem - nigdy więcej!
Moja recenzja: [KLIK]
Jeżeli chodzi o pozostałe kosmetyki pielęgnacyjne, to ostatnio sięgam do mojego niemałego zbioru miniatur. W ich kwestii odsyłam Was bezpośrednio do odpowiednich wpisów:
Oprócz tego w marcowym denku wylądowały dwa opakowania po wacikach, jedna próbka (szaleństwo! A tak się ciągle zarzekam, że wezmę się za ich używanie na poważnie =D) i paczka po chusteczkach peelingujących marki Sephora. O tych ostatnich opowiadałam Wam na moim IG, więc odsyłam Was do tego postu: [KLIK]
Jednak prawdziwe szaleństwo tyczy się zużytej przeze mnie kolorówki =D Dawno nie było tego aż tak dużo, prawda? Większość to miniatury, ale ja i tak jestem z siebie dumna.
O tuszu Doucce zdążyłam już Wam opowiedzieć, a że moja opinia na jego temat nie była najlepsza, to oszczędzę sobie nerwów i przywołam odpowiedni post: [KLIK]
Za to tusz od Golden Rose spisywał mi się bardzo dobrze - był trwały, kruczoczarny i łatwy w użytkowaniu. Delikatnie sklejał rzęsy, ale po dodatkowym wyczesaniu czystą szczoteczką wachlarz był naprawdę imponujący! Gęsty, długi i przyciągający wzrok =)
Kosmetyki W7, które tak bardzo mnie ciekawiły, niestety interesują mnie coraz mniej. Płynny rozświetlacz jest wprost usiany brokatem i niekoniecznie dobrze wpływa na moją cerę. Nie podoba mi się ani w roli rozświetlacza ani rozświetlającej bazy. Na szczęście to tylko miniatura =) Natomiast pomadka w cielistym kolorze, która swoją jakością na kolana również nie powala, to ostatecznie nie okazała się taka zła. Delikatna, niewysuszająca, mocno kremowa i nietrwała sprawdzała mi się jako top na matowe pomadki i bardzo szybko dotknęła dna.
Wykończyłam też korektor Fit Me! od Maybelline. Dawno, dawno temu miałam okazję używać podkładu, który ostatecznie wspominam naprawdę dobrze. Natomiast korektor... okazał się być zaskakująco lekki i rozświetlający. Nie ma w nim nic z mocnego krycia podkładu, za to fajnie rozjaśniał okolicę pod okiem, wygładzał i nie wchodził w zmarszczki. Mogłabym do niego wrócić =)
Tak samo, jak do kredki do brwi Golden Rose! Zaskakująco cieniutka, sprawdzała się zarówno do narysowania drobnych, pojedynczych włosków, jak i wyrysowania całej brwi. Bardzo trwała i odporna, z pewnością jeszcze nie raz zagości w mojej kosmetyczce =D
I co myślicie? Bo moim zdaniem, ten marzec całkiem ładnie mi poszedł! =D W kwietniu najwięcej uwagi poświęcam miniaturom, ponieważ tych gromadzi mi się zaskakująco dużo. Zresztą, ten miesiąc przeleci równie szybko jak poprzedni, więc niedługo z pewnością zobaczymy się w kwietniowej edycji =D
Do następnego wpisu!
SnuKraina =)
Piękne denko!! Gratuluję zwłaszcza kolorówki! No i jestem trochę w szoku, że kompletnie nic nie znałam wcześniej ;-)
OdpowiedzUsuńAle tak kompletnie nic? =D
UsuńSpore denko. Gratki co do kolorówki, bo to jest trudne do zużycia w sporej ilości.
OdpowiedzUsuńNiestety, z kolorówką mam największe problemy. Łatwo się kupuje, a później zużywa miesiącami ...
UsuńTeż lubiłam ten płyn Bielendy, chociaż u mnie najlepiej sprawdza się niebieski expert czystej skóry :)
OdpowiedzUsuńW takim razie muszę go sprawdzić! =)
UsuńBardzo fajne zużycie. Ten tusz Doucce miałam i byłam z niego zadowolona
OdpowiedzUsuńTo dobrze, że u Ciebie się sprawdził! O ile przeżyłabym to kruszenie się i pandę dookoła oczu, to jednak natychmiastowe łzawienie oczu zmusiło mnie do odstawienia.
UsuńGratuluję zużycia kolorówki :D Kusi mnie ta galaretka myjąca Ziai, bo lubię tego typu zapachy :D
OdpowiedzUsuńJeżeli lubisz takie kąpielowe umilacze, to czemu nie ... =)
UsuńSpore denko:)Nic z tego nie miałam.
OdpowiedzUsuńMiałam tą galaretkę z Ziaja ale w tej wersji pralinowej i mam średnie odczucia..ładnie pachniała i tyle..
OdpowiedzUsuńŁadnie pachniała, robiła pianę... A miała robić coś jeszcze? =) Osobiście lubię takie kąpielowe umilacze =)
UsuńJestem ciekawa galaretki Ziai, ale widzę po komentarzach że jest kontrowersyjna :D. No z kolorówką to poszalałaś. Doceniam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję! =) A co do galaretki... Droga nie była, więc jak masz ochotę, to nic nie stoi na przeszkodzie, byś spróbowała na własnej skórze =)
Usuń