Witajcie Kochani! = )
Pogoda rozpieszcza nas zdecydowanie zbyt oszczędnie. Jednak (na szczęście!) zdarzyło się w tym miesiącu kilka cieplejszych, wręcz gorących dni. Powiedzcie mi - jak idzie Wam używanie i denkowanie produktów w taką pogodę? Mi osobiście oprócz toniku i serum nie chce się nakładać kompletnie nic dodatkowego.
Jednak odkąd w zastraszającym tempie zaczęła się do mnie zbliżać wizja przeprowadzki, staram się sięgać po tak skrzętnie przeze mnie zbierane miniatury =) Może po tym denku jeszcze tego tak bardzo nie widać, ale po następnym już na pewno będzie. Mam tego sporo, o dziwo dużo mam też pootwieranych dużych opakowań - sama nie wiem jak do tego doszło, bo z reguły staram się unikać otwierania kolejnych kosmetyków przed końcem poprzednich. Także w przyszłym miesiącu możecie się spodziewać ogromniastego denka, a teraz zapraszam na krótkie recenzje tego, co udało mi się skończyć w lipcu = )
Olejek do kąpieli z miętą i pomarańczą, Balea - wykończyłam go w zasadzie na samym początku lipca, kiedy upały jeszcze nie zdążyły przejąć panowania nad światem. Był bardzo gęsty, o przyjemnym, relaksującym zapachu - najbardziej wyczuwalna była odświeżająca mięta. Bardzo delikatnie się pienił, dawał zadowalający poziom nawilżenia - jakby się uprzeć, to nie trzeba było się dodatkowo smarować balsamem. Na okres jesienno - zimowy chętnie do niego wrócę.
Odżywka Long4Lashes, Oceanic - mój błąd życiowy. W życiu nigdy nie porwę się już na tego typu odżywki zawierające bimatoprost - moje oczy się z nim nie lubią, rzęsy po odstawieniu odżywki wypadają na potęgę, a w trakcie używania zamiast się wzmacniać to jedynie rosną, przez co są słabe i łamliwe.
Pełna recenzja i powody mojego niezadowolenia znajdziecie tutaj: [KLIK]
Oczyszczający szampon do włosów, Balea Professional - przyjemny szampon do codziennego stosowania. Właściwości oczyszczające są tak delikatne, że wręcz niezauważalne, dlatego bez żadnych konsekwencji używałam go codziennie, a czasami nawet dwa razy dziennie. Nie przesuszał włosów ani skóry głowy, nie wywołał łupieżu ani innych skutków ubocznych. Ma bardzo ładny, melonowy zapach i mocno się pieni. Jako zwykły szampon - może być, jako szampon oczyszczający kompletnie nie spełnia swojej roli.
Pełna recenzja znajduje się tutaj: [KLIK]
Odżywcza mgiełka do włosów, Beaver Professional - produkt, z którym przeszłam od nienawiści do miłości. Początkowo strasznie nie mogłam przyzwyczaić się do jego działania, czułam jak oblepia włosy, zupełnie jak lakiery utrwalające. Z czasem przyzwyczaiłam się do tego uczucia zalaminowania i pokochałam ten produkt bezgranicznie - jeszcze żadna odżywka tak nie odświeżała i nie unosiła moich włosów u nasady, pozwalając na stworzenie burzy artystycznego nieładu. Przypomnę Wam tylko, że moje włosy są cienkie, szybko przetłuszczające się i z reguły nie rzucają się w oczy. Ten produkt potrafił to zmienić. Z wielką chęcią jeszcze kiedyś do niego wrócę =)
Pełna recenzja znajduje się tutaj: [KLIK]
Serum ujędrniające, Figs&Rouge - baardzo specyficzny produkt, chociażby przez swoją wodnistą konsystencję. Mam względem niego mieszane uczucia - podoba mi się natychmiastowy efekt ujędrnienia, który daje i delikatne nawilżenie. Szkoda jednak, że po paru godzinach z tego ujędrnienia zostaje jedynie wspomnienie. Myślę, że jak na tą cenę efekty mogłyby być zdecydowanie lepsze.
Pełna recenzja znajduje się tutaj: [KLIK]
Balsam tlenowy, Faberlic - idealny żel nawilżający po opalaniu, szczególnie tym przedłużonym, kończącym się delikatnym poparzeniem skóry. Łatwo się rozprowadza, szybko się wchłania, przynosi natychmiastową ulgę i nawilżenie. Można go również stosować jako krem do twarzy, ponieważ nie zapycha ani nie podrażnia. Bardzo przyjemny żel - ratunek po opalaniu =)
Pełna recenzja znajduje się tutaj: [KLIK]
Oczyszczająca maska z glinką, L'Oreal Paris - produkt z ogromnym potencjałem - świetnie oczyszcza skórę, nie pozostawiając jej podrażnionej, ściągniętej czy suchej. Szkoda jedynie, że z każdym kolejnym użyciem moja cera się do niej przyzwyczajała i maska nie dawała już takich genialnych efektów. Zauważyłam też, że przy każdym kolejnym użyciu czas zauważalności efektów również się skracał. Prędzej wypróbuję pozostałe dwie wersje niż wrócę do tej konkretnej.
Pełna recenzja znajduje się tutaj: [KLIK]
Krem ochronny do twarzy SPF 30, KOLASTYNA - chociaż bardzo mnie w tym roku korciły nowości od Nacomi, musiałam niestety wykorzystać pozostałości po zeszłorocznych wakacjach. Ten krem sprawdził się świetnie - rzeczywiście chronił moją skórę twarzy, łatwo się rozprowadzał, jak na krem z filtrem był nawet dość lekki. Co najważniejsze - nie zapycha, nie podrażnia, jest niewyczuwalny na skórze i nadaje się pod makijaż. Super, że oprócz ochrony dodatkowo nawilża skórę, nie bieląc jej przy tym - wszyscy chyba wiemy, jak to jest z kremami z SPF'em =)
Olejek czarnuszka - migdał, Zrób Sobie Krem - rewelacyjny produkt oczyszczający. Nadaje się zarówno do rozpuszczenia makijażu, jak i porannego umycia buzi. Niejednokrotnie zdarzało mi się rano przetrzeć twarz wacikiem nasączonym tym olejkiem oraz jakimś tonikiem a dalej aplikować już kolejne etapy pielęgnacji. Nigdy mnie nie zapchał, a wręcz uspokajał cerę, regulował wydzielanie sebum, opóźniał błyszczenie się. Z wielką chęcią kiedyś do niego wrócę.
Pełna recenzja znajduje się tutaj: [KLIK]
Serum oczyszczające + kwas hialuronowy, Zrób sobie krem - kolejny rewelacyjny produkt do walki z trądzikiem. Uspokaja zmiany trądzikowe, przyspiesza ich leczenie, niweluje zaczerwienienia a przede wszystkim - walczy z zaskórnikami! Regularne jego stosowanie długotrwale zmniejsza ilość czarnych kropek na nosie i policzkach, zmniejsza widoczność porów i reguluje wydzielanie sebum. Moja dość mocno przetłuszczająca się cera stała się bardzo przyzwoita, mniej problematyczna i łatwiejsza w obsłudze. Bez problemu można go stosować pod makijaż i z innymi produktami pielęgnacyjnymi. Dla mnie bomba = )
Pełna recenzja znajduje się tutaj: [KLIK]
Harmonie Calm, Decleor Paris - mini próbka kremu na dzień o bardzo delikatnym, słodkim zapachu i dość oleistej a zarazem lekkiej konsystencji. Bardzo mocno nawilżał skórę, nie rolował się, jednak skóra się po nim wyraźnie błyszczała - z samym kremem na twarzy z domu bym nie wyszła =)
Płatki pod oczy, Pilaten (x2) - strasznie przeciętne, dające jedynie delikatny, znikomy wręcz efekt nawilżenia. Kupiłam dwa opakowania i dlatego dwa poszły - drugi raz ich nie kupię.
Płatek na usta, Pilaten (x2) - dla odmiany produkt, z którego jestem bardzo zadowolona - mocno nawilża i odżywia usta, ratuje je po wielogodzinnych walkach z wysuszającymi, matowymi pomadkami. Przy następnej okazji na pewno zamówię je jeszcze raz.
Maska witaminowa, Rorec (x2) - bardzo przyjemna maska w płachcie, mocno nawilżająca i odżywcza, wygładzająca skórę i ujednolicająca jej koloryt. Świetnie sprawdzi się przed większym wyjściem albo na ratunek przesuszonej skórze.
Pełna recenzja znajduje się tutaj: [KLIK]
Maseczka oczyszczająca, Mizon - nadal zaskakująca, jednak już nie najnowsza forma maski oczyszczającej - bąbelkująca płachta. Osobiście bardzo lubię ten efekt masującej skórę piany, ponieważ nie tylko pozwala się zrelaksować - ona wręcz wymaga od nas poświęcenia tych 20 minut samemu sobie, ponieważ piany jest więcej i więcej - żeby nie zachlapać otoczenia po prostu trzeba się położyć. Ta maska przyjemnie nawilża i wygładza cerę, natomiast efekt oczyszczający ma dość przeciętny - drugi raz po nią niestety nie sięgnę.
Regenerujący szampon do włosów, LAB-ONE - próbeczka, z którą w końcu postanowiłam się pożegnać. Produkt ma rewelacyjny, owocowy zapach (poproszę mgiełkę do ciała w tym zapachu=p), bardzo mocno się pieni i delikatnie oczyszcza włosy. Po umyciu włosy są nawilżone, delikatnie uniesione u nasady i pięknie się błyszczą. Nie zauważyłam, żeby szampon przyspieszał przetłuszczanie się włosów - chyba pora bliżej przyjrzeć się produktom tej firmy = )
Na koniec jeszcze druga część - projekt denko na wakacjach, czyli puste opakowania, które nie wróciły ze mną do Polski =)
Nawilżający żel pod prysznic, Idea Toscana - pierwszy produkt pod prysznic po którym czuć nawilżający efekt! Może zapach nie był najprzyjemniejszy na świecie (dość drażniący, ziołowy), ale za to efekt miękkiej i nawilżonej skóry rekompensował wszystko. Gdyby nie fakt, że wzięłam go ze sobą na wakacje, na których słońce dość mocno mnie złapało, to nie musiałabym korzystać z żadnych dodatkowych balsamów do ciała. Jeżeli macie okazję go przetestować - zdecydowanie polecam!
Panthenol w piance - a więc produkt, bez którego na wakacje nie wyjeżdżam. Forma pianki nie jest tu wcale przypadkowa - na pewno nie jednej z Was udało się przysmażyć na słońcu i doskonale wie, jaki ból sprawia próba dotknięcia takiej poparzonej skóry, dlatego sprey, który pryskamy bezpośrednio na skórę jest formą idealną. Przyznam, że w tym roku nie wykorzystaliśmy z moim facetem całej puszki, dlatego dobra połowa trafiła w ręce mniej obeznanej urlopowiczki, która na baardzo poparzoną skórę kupiła panthenol w formie pasty do rozsmarowania. = )
Nawilżający balsam do ciała, Cosnature - rewelacyjnie nawilżający produkt! Gdyby nie to, że tak tragicznie się go rozprowadza na skórze (marze się, nie chce się wchłaniać) to byłby to mój numer 1. Jeszcze nigdy moja skóra nie była tak nawilżona, odżywiona i miękka w dotyku jak po tym balsamie. No i do tego pięknie pachnie!
Pełna recenzja znajduje się tutaj: [KLIK]
Żel łagodząco - chłodzący po opalaniu, Dax Sun - żel chłodzący do must have mojego faceta na wakacjach. Ja tego przymrażającego efektu akurat nienawidzę, natomiast on nie może się bez niego obejść. Rok temu mieliśmy rewelacyjny, mocno chłodzący żel z BingoSpa. W tym roku robiliśmy wakacyjne zakupy na szybko i sięgnęliśmy po ten - niestety, chociaż łatwo się rozprowadzał, szybko wchłaniał i nawet nieźle nawilżał, to efekt chłodzący był znikomy - no chyba, że stanie się pod włączoną klimatyzacją =) Drugi raz po niego nie sięgniemy.
Nawilżająco-łagodzący balsam po opalaniu, Bielenda Bikini - nawet nie spodziewałam się, że ta firma ma aż tyle dobrych produktów. W mojej opinii balsam ten działał na równi z aptecznym panthenolem, a dodatkowo mocno nawilżał skórę po opalaniu, zmieniając lekkie zaczerwienienia w przepiękny brązik. Po raz pierwszy udało mi się wrócić z wakacji bez poparzeń i schodzącej skóry, za to z piękną, złocistą opalenizną. Z wielką chęcią zaopatrzę się w jeszcze jedną butelkę, w końcu opalanie się to nie tylko leżenie plackiem na leżaku, ale każde wystawienie skóry na słońce =)
Antyperspirant w kulce, Nivea - przyzwoity produkt, do którego często wracam - dobrze chroni przed poceniem, nie robi plam na ubraniach, nie ma się nad czym tutaj rozwodzić =)
Emulsja do opalania SPF30, Kolastyna - dość trudny we współpracy produkt, ponieważ okropnie trudno go rozprowadzić na skórze, nie robiąc sobie przy tym białych plam. Chociaż miał być wodoodporny, to w kontakcie z wodą wyraźnie spływa ze skóry. Dobrze, że chociaż chroni jak na te trzydziestkę przystało i ma bardzo ładny, kokosowy zapach. Za rok wyposażę się w jakiś olejek albo ochronę w spreju, żeby nie wyprowadzać się z równowagi na plaży =)
Krem do rąk Himalayan Rituals, AA Ethnic Beauty - bardzo przyjemny krem do rąk, o delikatnym, niedrażniącym zapachu. Był bardzo wydajny, szybko się rozprowadzał i szybko się wchłaniał. Duży plus za to, że nie pozostawiał tłustej ani lepkiej warstwy na skórze. Przyjemny w stosowaniu, jednak bez szału - można spróbować, chociaż ja do niego nie wrócę.
I to by było już na tyle w lipcowym denku =)
A jak Wam idzie wykańczanie produktów w te piękne, cieplejsze miesiące?
Dajcie znać! =)
Do następnego wpisu,
SnuKraina =)
Znam jedynie produkt do kąpieli Balea. Mnie niestety nie oczarował pod kątem zapachowym, a na tym najbardziej mi zależało.
OdpowiedzUsuńmi akurat zapach się podobał, chociaż wersja z melisą jest zdecydowanie lepsza =)
Usuń