2017/08/11

AFFECT - PALETA NUDE BY DAY & EXCITING LASHES MASCARA VOLUME

Witajcie Kochani! = )
Chociaż od kilku dni za oknem jest z milion stopni, a makijaż to ostatnie, o czym myślę, to jednak nie przeszkadza mi to w podzieleniu się z Wami moimi przemyśleniami na temat dwóch produktów od marki AFFECT!


Głównym punktem programu jest oczywiście paletka cieni NUDE BY DAY  i to od niej oczywiście zaczniemy =)

Paletka jest zamknięta w bardzo estetycznym, tekturowym opakowaniu zamykanym na magnes. Zarówno wielkość, jak i waga są wręcz identyczne jak w przypadku paletek od marki Zoeva.  Jest więc lekka, poręczna i łatwa w użytkowaniu =)

Mieści się w niej 10 cieni zawierających zarówno matowe jak i błyszczące. Według niektórych opisów z drogerii internetowych są to cienie foliowe, jednak ja bym się aż tak nie rozpędzała - ładnie się świecą, delikatnie odbijają światło, jednak nie przesadzajmy =) 


Kolorystyka jest tutaj dość specyficzna, jednak mnie urzekła całkowicie - chociaż róż to raczej nie jest to, co noszę na co dzień na powiekach, to właśnie dla niego zapragnęłam mieć tą paletkę. Oprócz niego znajdziemy tu dużo bardzo podobnych do siebie, ciepłych brązów i ciekawe błyskotki. 


Zamiast intrygujących czy ciekawych nazw znajdujemy jedynie numerację kolorów, także:
  • ND - 01 chłodny, srebrny, wręcz metaliczny cień. Bardzo mocno napigmentowany, dający duuużo błysku. Ja lubię nim rozświetlać wewnętrzny kącik oka. Ma bardzo przyjemną konsystencję, trochę mokrą, jakby kremową - dzięki temu nie osypuje się, nie pyli, bardzo łatwo i precyzyjnie się nakłada. 
  •  ND - 02 to matowy, prawie biały, cielisty cień. Jest zdecydowanie bardziej suchy od poprzednika, przez co znacząco pyli się przy nakładaniu. Lepiej dogaduje się z pędzlami syntetycznymi niż naturalnymi, ładnie się rozciera i blenduje. Najczęściej nakładam go przy wewnętrznym kąciku oka,  kolorystycznie sprawdziłby się jako baza pod cienie, jednak na moich powiekach ta kombinacja nie przejdzie - jednak o tym nieco później =) 
  • ND - 03 - można by powiedzieć, że gwóźdź programu =) Bardzo intensywny, matowy róż. Całe jego szczęście, że moc można stopniować, sprawdzi się więc zarówno do delikatnych, dziewczęco - różowych makijaży, jak i tych zwariowanych, wręcz imprezowych stylizacji. Również ma suchą konsystencję, powiedziałabym nawet, że jest jeszcze bardziej suchy od poprzednika, wręcz ciężko się go nakłada na pędzel czy palec. Jednak przy tak intensywnym kolorze może być to jego zaleta, i tak właśnie to odbieram - wolę kilka razy dołożyć, niż od razu zrobić sobie wielką plamę i rozcierać pół godziny. Ale nie ma strachu - rozciera się bardzo ładnie. 
  • ND - 04 druga błyskotka w palecie - tym razem bardziej delikatna, powiedziałabym brzoskwiniowo - różowa. Ponownie mamy tutaj do czynienia z miękką, wręcz kremową konsystencją. Mi najbardziej przypadł do gustu zaaplikowany palcem na środek powieki w makijażach w kolorach nude. Bardzo delikatny, a zarazem przyciągający wzrok =)
  • ND - 05 to kolor bardzo specyficzny, również błyszczący, wręcz metaliczny fiolet. Nałożony lekką chmurą wygląda jak bardzo ciemna szarość, nałożony "od serca" jest pięknie mieniącym się fioletem. Fajny dodatek do wieczorowych czy imprezowych makijaży. Sama lubię nim przyciemniać zewnętrzny kącik (szczególnie, gdy na środku powieki gości róż). 

  • ND - 06 to kolejna specyficzna błyskotka o dość nieokreślonej barwie - ni to brudny róż z fioletem, ni to kolor nude, poblask daje ani wyraźnie ciepły, ani wyraźnie chłodny. I takie też są moje odczucia to tego koloru - bliżej nieokreślone =) Mimo, że mnie kusi i intryguje, to jakoś nie potrafię się do niego w pełni przekonać. 
  • ND - 07 to powrót do matów - ciepły, lekki brązik, powiedziałabym, że mleczna czekoladka. Sprawdzi się zarówno w załamanie powieki, jak i w zewnętrzny kącik. Chociaż cienie się tak łatwo rozcierają, że można z nimi robić co się tylko zechce, delikatnie zaaplikowany na całą powiekę również wygląda super. W przeciwieństwie do poprzednich matów, ma jednak zdecydowanie przyjemniejszą, bardziej kremową konsystencję i dzięki temu nie pyli się tak bardzo jak jego kolega nad nim. 
  • ND - 08, a więc matowy, bardzo jasny i rozbielony róż. Bardzo uniwersalny "rozjaśniacz" makijażu, takie niby - nic, a jednak często brakuje  mi takiego koloru, który fajnie sprawdzi się przy wewnętrznym kąciku oka. Tak samo jak poprzednik, oraz ostatnie dwa ma przyjemną, kremową konsystencję i poziom pylenia nie doprowadza do ataku kaszlu =) 
  • ND - 09, lekko różowy mat, patrząc całościowo na paletę odczuwam, jakby stworzono go właśnie do połączenia go z tym intensywnym różem =) 
  • ND - 10, taka matowa kawa z mlekiem, z przewagą mleka =) Jak widzicie na załączonym obrazku, wręcz zlewa się z kolorem mojej skóry. Super uniwersalny, powiedziałabym, że nie tylko do każdej kolorystyki makijażu, ale również do nałożenia go gdziekolwiek - na całość, na środek, na zewnętrzny kącik, na załamanie - co sobie wymarzycie =) 

Wracając do całokształtu - paleta kosztuje 98,00 złotych, co uważam za dość standardową cenę jak za taki produkt. Muszę przyznać, że skusiła mnie swoją dość niestandardową jak na ostatnie czasy kolorystyką - nadal ma w sobie dużo brązów, jednak nie wygląda identycznie jak Zoeva Cocoa Blend, a musicie przyznać, że przez pewien okres połowa palet tak wyglądała =)  
Z samymi cieniami pracuje się bardzo przyjemnie - chociaż część z nich dość wyraźnie się pyli, to jednak nie osypują się pod oczami. Bardzo łatwo stopniuje się nasycenie koloru od delikatnej, ledwie zauważalnej chmurki po dość intensywny odcień, a kolory łatwo się blenduje - przechodzą jeden w drugi nie robiąc nam na powiece jednokolorowej, brudnej plamy. 
Co do trwałości, to niestety bywa różnie. Moje powieki dość szybko się przetłuszczają, więc bez odpowiedniej bazy po jakiś dwóch godzinach mam wszystko zebrane w załamaniach i nie mamy o czym mówić. Standardowo jako bazy używam płynnego kamuflażu z Catrice, który jeszcze nigdy mnie nie zawiódł - nie dość, że zastyga, to jeszcze przypruszony cielistym cieniem daje bazę nie do zdarcia nawet w największe upały. No i właśnie tutaj zaczynają się schody - te cienie jako utrwalenie kamuflażu kompletnie się nie sprawdzają - nałożony najcieńszą warstwą cień daje efekt, jakbym nasypała sobie mąki na oczy i jeszcze czymś to spryskała, wygląda to okropnie. W takim momencie nie ma oczywiście mowy o nałożeniu jakiegokolwiek innego koloru. Jednak gdy za utrwalacz wezmę jakikolwiek inny cielisty cień (np. z NYX'a czy Catrice) to problem znika. Powieka jest jedynie delikatnie przypudrowana, kolory nakładają się i blendują jak marzenie, a co najważniejsze - trzymają się przez cały dzień. 
Nie mam pojęcia, jak zachowują się z inną bazą, ponieważ obecnie nie mam żadnej do takich testów, a nie będę też szukać i kupować na siłę. Jeżeli same testowałyście te cienie z jakimś innym podkładem, to koniecznie dajcie znać, jak się zachowują =) 

Jednak nie o samej palecie miało być! =) W jednym z pudełek od Liferii, znalazłam również pogrubiający tusz do rzęs tej samej marki, więc przy okazji również Wam o nim opowiem = )


Maskara kosztuje 39,00 złotych i może pochwalić się ciekawą, sylikonową szczoteczką - bardzo długą i cienką. Jej kształt ma pomóc nam w dotarciu do rzęs ukrytych w kącikach oczu i rzeczywiście się to sprawdza. Mimo jej dość sporych rozmiarów, pracuje się z nią bardzo szybko i przyjemnie. 


To, co mnie urzekło w tym produkcie to to, że szczoteczka nie brudzi się, a sam produkt nie osadza nam się na jej końcu. Nie cierpię, gdy na samym czubku szczotki jest więcej tuszu niż na jej włoskach, co przy okazji brudzi wylot (a może wlot? =p) opakowania, gdzie tusz zasycha, kruszy się i brudzi wszystko dookoła. Zresztą, pewnie doskonale wiecie o czym mówię. 
Poza tym tusz ma super formułę - od pierwszego otwarcia gotowy do użycia, nie sklejał rzęs i nadal tego nie robi. Wydaje się być bardzo "długoterminowym" tuszem, ponieważ otwarty jest od dwóch miesięcy i jak na moje oko nie zmienił swojej formuły w ogóle. 
Szczotka świetnie rozczesuje rzęsy, nie skleja ich, nawet po wielokrotnym szczotkowaniu rzęsy nie są sztucznie obklejone. Chociaż miał być to tusz pogrubiający, to według mnie bardziej działa na długość - moje wydają się być zdecydowanie dłuższe, chociaż to może być akurat efekt dokładnego rozdzielania włosków. 
Tusz wydaje się być idealny, a jednak nie zagościł jeszcze w żadnym ulubieńcach i wcale się na to nie zanosi. Dlaczego? Produkt zdaje się prawie nie zastygać na moich rzęsach, przez co robi mi okropną pandę pod oczami - nie osypuje się, lecz rozmazuje. Nawet jak nie pomaluję dolnych rzęs, to to jakimś magicznym sposobem mam pod oczami cienie, jakbym z tydzień nie spała. Z rozpaczą stwierdzam, że tusz zabrany na wakacje nie przetrzymał nawet godzinnej kolacji. 

A na zakończenie wpisu mała zagadka: 


Która strona została pociągnięta tuszem od Affect? =) 


Do następnego wpisu,
SnuKraina =) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz i obserwację! Sprawiasz mi tym ogromną przyjemność =) Z wielką chęcią wpadnę też do Ciebie i się odwdzięczę. Nie martw się, z pewnością znajdę drogę =)

P.S. Pamiętaj, że pozostawiając komentarz, wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych osobowych.